wtorek, 2 grudnia 2014

Łóżeczko

Jakiś czas temu pojawił się u nas kolejny mebel sosnowy, gotowy do malowania. Jak każdy mebel - wyjątkowy. Tylko tym razem w wersji mini, bo i dla mini człowieka.


W planach miałam biało - szary mix, żeby było tak niewinnie i dziecięco. Łóżeczko oprócz tysiąca śladów ząbków, tym razem dziecięcych, nie miało żadnych większych uszkodzeń. Ząbki zeszlifowałam (tym samym usunęłam miejscowo warstwę lakieru) i zabrałam się do malowania i lakierowania. I co? I pojawił się dobrze znany problem z drewnem, szczególnie sosnowym i bielą - w miejscach po szlifowaniu pięknie przebiła żółć drewna.


Doświadczenie uczy - każde surowe drewno przebije się przez biały kolor, szczególnie jeśli kolor jest na bazie wody. Mistrzem w tej dziedzinie jest sosna. Piętnaście warstw nic nie da - żółty i tak wylezie, jeśli nie od razu, to po jakimś czasie. Ten sam problem miałam z dębową ramą i świerkową skrzynią. W takich przypadkach pozostają dwa wyjścia: albo użyć farby podkładowej, albo... zmienić kolor. Niby człowiek wie, a i tak mu się zdarza takie malarsko-stolarskie faux pas.

No to człowiek sięgnął po moje ukochane kacze jajo. Białe zostały tylko lamówki. Gdzieniegdzie dołożyłam subtelne przetarcia.



I chyba kolory zostały zaakceptowane przez łóżeczkowych odbiorców.


DD