środa, 11 czerwca 2014

Krzesło systemowe

Były czasy kiedy Centralny Zarząd Przemysłu Meblarskiego dyktował kto i jakie meble ma robić. Oczywiście wszystko w myśl idei (idee były wtedy bardzo popularne): piękno na co dzień dla wszystkich. O ile koncept taki sam w sobie ma wydźwięk bardzo uniwersalny i ponadczasowy, tak mam wrażenie, że w uszach ideowców poprzedniego systemu brzmiał nieco inaczej: wszystkim takie samo piękno, na co dzień naturalnie. Dowody? Bardzo proszę, znalezione na własnych podwórkach, a właściwie strychach. Każdy z moich dziadków, mimo że w zupełnie różnych częściach kraju posiada takie oto krzesła.


Co prawda babcia w wersji z zieloną tapicerką, dziadek z granatową, ale model ten sam (na zdjęciu już nieco rozmontowany i przeczyszczony przed przeróbką). 

1. Wszyscy mieli to samo (lub prawie to samo)? - potwierdzone! (a mówimy o czasach, kiedy przyjazny kieszeni szwedzki design dopiero raczkował u siebie za Bałtykiem).
2. wszyscy mieli piękno? - po szybkiej analizie można i to potwierdzić, bo wzór całkiem, całkiem (tylko szkoda, że wybór tego piękna był taki niewielki...)

A po ściągnięciu warstwy politury i wymianie tapicerki oczom mym ukazało się całkiem inne krzesło.



Rama okazała się być bukowa. Po wyszlifowaniu potraktowałam ją tylko bezbarwnym woskiem. Co do tapicerki z pomocą przyszły mi dwie stare spódnice. I chociaż nie znoszę szyć wymyśliłam sobie patchworkowe obicie...

A że spódnice były dość obszerne, wystarczyło na drugie krzesło.



Tym razem ramę pomalowałam (kolory Old White i Chateau Grey) i zaimpregnowałam woskami, tylko w tej wersji dodałam przetarcia z ciemnego wosku - w końcu krzesło wiekowe, może wyglądać na nieco "przetarte".




I tak idea socrealizmu zagościła u nas w domu.




 Choć jak widać w bardzo zindywidualizowanej formie.

Ciekawe ilu z nas łączą te same meble z przeszłości?

DD