Konik na biegunach.
Rocznik 72.
Stan agonalny, ale co tam! Dałam mu szansę!
Używając terminów z pogranicza medycyny estetycznej - to już było porządne naciąganie, nie jakiś tam botoks.
Czyszczenie, szlifowanie, rekonstrukcja, no i malowanie.
I voila! Konik jak nowy!
Żeby jakiś znak przebytego czasu jednak był, na szczebelkach napisałam imiona wszystkich małych użytkowników, którzy się przez to drewniane zwierzę przewinęli i przewijają.
I teraz się jeździ!
Konika mogliście zobaczyć już wcześniej, w poście o magicznej szafie, tylko wtedy był jeszcze "jeźdźcem bez głowy".
Poszukajcie na strychach! To naprawdę świetna bujawka dla Waszych maluchów!
Naciąganie? Powiedziałabym, że reanimacja ;) Piękny!!! U mnie strych wyczyszczony z takich perełek ;)
OdpowiedzUsuńCha, cha! No, tak! Było trochę pracy :) Grunt, że zwierz i trochę historii ocalone! U mnie to rzeczywiście pamiątka rodzinna, ale w przepastnym internecie też można znaleźć takie okazy :)
UsuńDziękuję za komentarze! :)
Dorotko, konik bardzo piękny, kolorowy, aż chce się bujać :-) Efekt rewelacyjny!!! Świe6tne kolory.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Gdyby tylko dało radę wcisnąć się w te szczebelki, to i ja bym się chętnie pobujała! Jeden z traumatycznych momentów mojego dzieciństwa to ten, kiedy wyrosłam z konika...;)
Usuń