środa, 26 lutego 2014

Wszystko dla pań

Część 1. Toaletka

Niniejszym inicjuję nowy cykl: "Wszystko dla Pań". Tylko inaczej niż u Zoli, nie będzie tu pończoszek, gorsetów, sukienek czy krynolin, a raczej meble, pudełka i innego typu przechowalnie na wspomnianą garderobę i akcesoria.

Zaczynam od obiektu westchnień nr 1 - toaletki.


Ikea inspiruje.


Kto by nie chciał, to pytanie skierowane do pań, mieć w sypialni kącika wyłącznie dla siebie, na tysiąc pierścionków, kolczyków, bibelotków, pamiętnik, zegarek po cioci i wazonik? No kto? Szybkie badania w Internecie (toaletka-historia-kobiecego-mebla) dowodzą, że wielu chciało i to od bardzo dawna. Chcę i ja!

I się okazja nadarzyła.

Rys sytuacyjny.
Dawno, dawno temu bliżej nieznany Johann odrabiał lekcje przy niewielkim stoliku. Niestety historia mu nieco przeszkodziła i wraz z odzyskaniem ziem bardzo-dawno-utraconych niewielki stolik przeszedł we władanie moich dziadków. Tu służył dzielnie wielu celom (zapewne również edukacyjnym), aż w końcu, nadgryziony zębem czasu wylądował w tatowym warsztacie, jako stół do zadań specjalnych, czyli taki, na który specjalnie uważać nie trzeba. W tym miejscu stał, od kiedy pamiętam, a to już będzie trochę czasu... I przeżył! A że czaiłam się na niego od dawna, zaraz po tym jak dorobiłam się swojego M, szlifierek, opalarki, strugów, kostek ściernych, śrubokrętów i szpachelek przejęłam do niego prawa własności.


Po oskrobaniu.

Szybko (po zdjęciu 3 warstw farby) okazało się, że stolik był nadgryziony nie tylko zębem czasu, ale tysiącem ząbków wielopokoleniowej rodziny kołatka (taki szkodnik drewna suchego). Wieki trwało wytruwanie z mebla ewentualnych pozostałych przy życiu lokatorów oraz wypełnianie ubytków. Blat niestety musiał ulec wymianie. Potem jeszcze tylko kilka pociągnięć pędzla, wymiana uchwytu, makijaż szuflady i... w końcu było na czym jeść.



Niestety bibelotki musiały poczekać, gdyż jadalniany stół docelowy był jeszcze w fazie poszukiwań. Ale szczęśliwie nadszedł ten dzień, w którym kupiłam piękny-rozkładany-do-wymarzonego-rozmiaru stół i mały stolik stał się "do wzięcia". Akcesoria się domagały, wolny kąt w pokoju znalazł się bez trudu, wola w narodzie była - doczekałam się! Mój vanity table, jak mawiają wyspiarze.



Światło i lustro są, także brew wyskubać można, notatnik i pisaki, jakby mnie gwałtownie pomysł jakiś napadł, książki, bo lubię poczytać, radio po dziadku dodaje punktów za stylizację, a w szufladzie szybko zagnieździły się...



Bibelotki - właściwi sprawcy powyższej metamorfozy. I tylko kolczyki znalazły miejsce nie do końca W toaletce.


W trochę innej stylizacji...

Morał z tej historii jest taki, że niektórym meblom wypada dać drugą szansę - potrafią się pięknie odwdzięczyć.

Aranżacja "stołu rozpusty" ciągle ewoluuje...o zmianach będę donosić.

DD


3 komentarze:

  1. Hej! Super sie czyta a stolik czadowy!!!! I ta biala lampa biurkowa!! marzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, ja też chcę taką lampkę

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje drogie Panie, chciałabym powiedzieć, że wygrzebałam ją w najmroczniejszym zakątku antykwariatu w Białce, albo w jakimś bardzo-fashion studio, ale nie, to po prostu Ikea :)

    OdpowiedzUsuń